Od weekendu 10-12 czerwca 2022 rozpoczęła się w środowisku polskich fajczarzy nowa era. I to z wielu powodów.
Ich szczegółowe opisy będziemy zamieszczać sukcesywnie na łamach Kalumetu, opatrując je w jak najbardziej subiektywne opinie i spostrzeżenia. Zaczynamy jednak od możliwie najbardziej syntetycznego streszczenie tego co działo się przez te kilkadziesiąt godzin we Wrocławiu – mieście spotkań.
Dość powiedzieć, że na niezwykłe spotkanie fajczarzy i fajkarzy z całej Polski zaprosili nas Marek Stanielewicz i członkowie PC Wrocław. Że będzie superowo – wiedzieliśmy od samego początku pojawienia się tej idei. Ale że będzie TAK SUPEROWO… No, tego to się nie spodziewaliśmy. Serio!
Zaczęło się od piątkowej wizyty w „Zajezdni”, przed laty autentycznej zajezdni wrocławskich tramwajów, w której w roku 1980 rozpoczęły się na Dolnym Śląsku strajki. Po latach, staraniem grona zapaleńców – i co tu dużo mówić – ludzi bardzo pozytywnie nawiedzonych, powstało niezwykłe muzeum. Dwa lata pracy nad jego aranżację, dobór eksponatów i mnóstwo innych rzeczy poświęcił Marek Stanielewicz i jego zespół. A skoro robił to Marek nie mogło zabraknąć elementów z fajką.
Jakie jest muzeum? Tak fantastyczne, że nie da się tego opisać. To trzeba zobaczyć!
Gdy większość spośród kilkudziesięciu fajczarzy w dalsze piątkowe popołudnie rozpoczęła realizację „czasu wolnego”, do pracy w pocie czoła zabrało się dwudziestu prezydentów polskich klubów fajczarskich, zrzeszonych w Radzie Polskich Klubów Fajki. Udali się do przecudnych wnętrz pracowni Andrzeja Kriese (organmistrza i niezwykłego człowieka oraz fajczarza) na walne zgromadzenie.
Tu w niezwyklej atmosferze dokonali podsumowania akcji „Pomoc Ukrainie”, dziękując wszystkim jej uczestnikom, a szczególnie Wieśkowi Ratajkowi z PC Szczytna i Zbyszkowi Bednarczykowi z Przemyskiego KF za poświęcenie i zaangażowanie. Panowie – jeszcze raz wielkie, wielkie dzięki i trzymajcie tak dalej!
Jednak kulminacyjnym punktem programu walnego był wybór nowego prezydenta RPKF, po tym jak dotychczasowy jej sternik – Henryk Rogalski – ogłosił, że nie będzie się ubiegał o tę funkcję w wyborach na nową kadencję. W tajnym głosowaniu został nim – jednogłośnie – Jacek Smidt z Poznania. Gratulujemy!
Henryk Rogalski nie krył wzruszenia z pożegnania przygotowanego przez prezydentów klubów oraz skromnego prezentu od naszej redakcji. Dość powiedzieć, że „na odchodnym” Henryk zaliczył kolejny… rekord Polski!
Noc okazała się bardzo krótka. Szczególnie dla Wieśka Ratajka, który wymyślił, że będzie kursował sobie między Wrocławiem a Szczytną jak gdyby nigdy nic. By się wzmocnić, o północy pił mleko. No tak, ale ze wzmacniaczem… (wiemy jakim).
Sobota rozpoczęła się od obowiązkowego spaceru wrocławską Starówką i spotkania w Domku Miedziorytnika. I tu znowu atrakcji moc. Bo najpierw zbiórka i otrzymanie kompletu niezwykłych akcesoriów z przepiękną fajką Zbyszka Bednarczyka.
I dla nas wydarzenie niezwykłe – dr Urszula Olbromska złożyła na kartach swojej wspaniałej książki specjalną dla nas dedykację. Uleńko! Dziękujemy najserdeczniej!
Później odsłonięcie któregoś tam (pono jest ich już około 900 w całym Wrocławiu), a dla nas najwspanialszego krasnala. Jest to chyba jedyny na świecie krasnal-fajczarz zachowujący konterfekt i aurę Honorowego Obywatela Wrocławia Eugeniusza Get Stankiewicza. Choć nam jako żywo przypomina Marka Stanielewicza, ale nie będziemy się kłócić – gospodarze wiedzą najlepiej…
Ledwośmy zdołali załapać oddech, porozkoszować się aromatycznym dymkiem, a tu kolejne osłupienie. Kto nie był we wrocławskim muzeum „Pana Tadeusza”, ten nas nie zrozumie. Ci, którzy w nim byli doskonale wiedzą co mamy na myśli. Dość powiedzieć, że możliwość zobaczenia Mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza” w oryginale i nieudolnego czytania na głos Inwokacji z tegoż oryginału na ekranie sprawiły, że do dziś mamy ciary na samo wspomnienie chwili…
Wydawać się może, że natłok wrażeń sprawił, że można odnieść wrażenie (licentia poetica hahaha) iż dzień chylił się ku zachodowi. Ależ gdzie tam. To było dopiero bardzo, bardzo wczesne popołudnie. A przed nami bazylika św. Elżbiety i odbudowane w niej (po pożarze z roku 1976) barokowe organy. O nich i mozolnej pracy setek ludzi przy odbudowie instrumentu mówił właśnie Andrzej Kriese. A zagrał na nich Maciej Lewandowicz, utalentowany młody organista.
Gdy cudowne dźwięku cudownego instrumentu cudem do życia przewróconego przebrzmiały, miła acz stanowcza prośba o dyscyplinę, wypowiedziana przez Marka Stanielewicz, tak zmobilizowała wszystkich, że… karnie ustawili się dwójkami i równie zdyscyplinowani udali się za cicerone do Zakładu Narodowego im. Ossolińskich.
Po drodze wydarzyły się w naszej obecności dwie rzeczy. Trafiliśmy na Szewskiej na słynny „koci antykwariat”, którego po zamknięciu (choć nie tylko) pilnują… trzy koty. Jeden z brązu, a dwa żywe i bardzo leniwe. No jak to koty zresztą… Rzecz druga to zdanie wrocławskiej przewodniczki, wygłoszone przez megafon do grupy turystów, którzy nie mogli wejść na dziedziniec Ossolineum: – Dziś, niestety, nie możemy odwiedzić tego wspaniałego miejsca, bo jak państwo widzą udają się do niego goście specjalni… No, no, no… To też zaplanował Marek?
Gdy oczom naszym ukazał się dziedziniec niegdysiejszego budynku poklasztornego Zakonu Szpitalnego Kawalerów Krzyżowych z Czerwoną Gwiazdą, gdzie od początku XIX w. działało męskie gimnazjum katolickie pw. Św. Macieja, znów pojawiły się ciarki. Takie miejsce, a w nim… wystawa Marka Stanielewicza „Zmierzch epoki tytoniu”.
Zanim jednak dane nam było ją zobaczyć, pod rozłożystym klonem słuchaliśmy Marka, który nie omieszkał wzbogacić zbiorów Ossolineum o nową fajkę, specjalnie wykonaną na wrocławskie spotkanie. Po nim pięknie mówiła dr Urszula Olbromska. Była też okazja by wręczyć Pani Doktor tytuł Kalumetowej Fajczarki Roku 2021. Były też prezenty przygotowane przez Zbyszka Bednarczyka i organizatorów spotkania. Była prezentacja fajczarzy i wspomnienia o tych fajczarzach i fajkarzach, którzy od nas odeszli…
I gdy wydawało się, że już bardziej serdecznie i przyjacielsko być nie może, otwarły się przed nami podwoje wystawy „Zmierzch epoki tytoniu”. Efekt 7-letnich starań Marka Stanielewicza, efekt ostatnich miesięcy pracy jego i jego Żony oraz grona oddanych tej idei osób, powala na kolana. Czynimy to bez fałszywych gestów i bez wstydu, w ten sposób skromnie honorując wszystkich, którzy doprowadzili to wiekopomne dzieło do szczęśliwego finału.
Opis wystawy w kolejnej odsłonie Kalumetu, ale już dziś polecamy jej odwiedzenie i zajrzenie na stronę Ossolineum. Dodajmy że towarzyszy jej znakomity – zarówno od strony edytorskiej jak i merytorycznej – katalog. No palce lizać…
Na pewno będziemy czynić to jeszcze nie raz i nie dwa, ale ponownie składamy hołd i dziękczynienie Markowi Stanielewiczowi i fajczarzom z PC Wrocław za to, że dane nam było uczestniczyć w wydarzeniach, których na pewno nie zapomnimy. Panie i Panowie – bardzo, bardzo dziękujemy!
Marku, chylimy głowy w podziękowaniu – Sympatyczki i fajczarze.
JMW