Od kiedy wiceprezydent Rady Polskich Klubów Fajki Jerzy M. Wilczkowiak, prezydent Konińskiego KF, „odkrył” dla fajczarzy kaszubskie Ostrzyce, przynajmniej raz w roku są one nawiedzane przez większą ich grupę. W tzw. normalnych warunkach bywało ich nawet koło 200, w tych „ciekawych” czasach – kilkunastu, kilkudziesięciu.

Tym którzy byli choć raz w Ostrzycach, w gminie Somonino, rządzonej przez prezydenta… Kaszubskiego Klubu Kolekcjonerów Fajek, wypełniającego funkcję wójta Mariana Kowalewskiego, nie trzeba mówić jak przyciąga to miejsce. Dlatego nawet w tych pandemicznych czasach, jeśli się pojawiała tylko choćby najmniejsza możliwość, do pensjonatu „U Stolema” ściągali fajczarze z całego kraju, z mniej lub bardziej nieoficjalnymi wizytami. Bo te dw-trzy dni na Kaszubach i z Kaszubami ładują tak akumulatory, jak żadna elektrownia. Nawet ta w Ostrołęce, która kosztowała krocie, a której nie ma…

W środowisku utarło się, że w Ostrzycach odbywają się dwa rodzaje fajczarskich spotkań: te oficjalne – organizowane przez KKKF Somonino oraz mniej oficjalne – sprawcą których jest „honorowy Kaszebe”, właśnie Jurek Wilczkowiak. Tak było i w tym roku w ostatni weekend maja.

Jeśli wybieracie się do Ostrzyc na weekend, poświećcie się i wyruszcie co najmniej w piątek. A to dlatego, że po drodze jest tyle fajowych miejsc, w których warto się zatrzymać, że życia nie wystarczy by je wszystkie odwiedzić. My zaczęliśmy od wizyty w „Rzymie”. No tak nazywa się podbydgoska karczma przy skrzyżowaniu dwóch tras szybkiego ruchu, właśnie na drodze kaszubskiej wyprawy. Tu jest klimat i bardzo dobre jedzenie. No i takie sentencje, jak na fotografiach.

Później można oczywiście wybrać najróżniejsze marszruty. Nasza wiodła przez Tucholę do Kartuz. W tej pierwszej sprzedają dobre byty na treking, gdy zapomni się zabrać takowych z domu. W tych drugich obowiązkowa wizyta w kolegiacie Kartuzów i atrakcyjne postoje w tworzących się w tym mieście na okrągło korkach na głównej trasie z Gdańska do Szczecina.

I wreszcie Ostrzyce! Powitania, uściski, autentyczna radość, sprawdzanie kto się już odliczył, a na kogo wypada poczekać. Rada w radę pierwsze wspólne przedsięwzięcie – obiadek złożony z ryb w jednej z dwóch ostrzyckich wędzarnio-smażalniach. Ummmm, co za pyszota! Przy tym zdarzają się dodatkowe atrakcje w postaci precyzyjnie obranych ze smacznego mięska całych ościstych szkieletów na przykład sielawki. To potrafi i tak potrafi tylko mistrz Krzysztof który nie jest chirurgiem.

Ostrzyckie wieczory to też rytuał. Sala kominkowa „U Stolema” bardzo lubi fajczarzy. Zresztą – z wzajemnością. Jest czas rozmów, aromatycznych fajeczek, degustowania rożnych nalewek lub trunków, które na tę okazje przypłynęły nierzadko z daleka.

Noce są krótkie ale bardzo relaksujące. Widać to po sobotnim śniadaniu, po którym znów wszyscy rozjeżdżają się w upatrzone miejsca. Najczęściej jednak do królestwa glinianych cudeniek rodziny Neclów, w Chmielnie. Sztuka polega na tym, by zdążyć przed autokarowymi wycieczkami. Bo gdy się trafi na którąś… Zapomnijcie o przyjemnościach płynących z indywidualnego zwiedzania i rozkoszowania się wizytą w Pracowni Ceramiki Kaszubskiej…

Gdy limit turystycznych atrakcji na ten dzień zostaje wyczerpany „Kaszebe” Jerzy czuwa, by także ciało miało fajowo. Znowu wiec rybaczy obiadek i… oczekiwań narastanie. Bo oprócz tych, którzy przyjechali w tym roku z Poznania i Konina, pojawili się miłośnicy fajek z Łodzi, Gdańska i Krakowa. A z Norwegii przyleciał, na kilka godzin, by odwiedzić mamę Gosię i tatę Marka ich przeuroczy syn Artur. Dzięks Młody!

Tradycji stało się też zadość. Początek „turnieju” ( – Nie pisz, że to turniej, bo to przecież najczystszej wody zabawa – brzmią mi w uszach słowa prezydenta Wilczkowiaka, ale jak to inaczej opisać tym, którzy nigdy w niej nie uczestniczyli…) to zawsze oczekiwana i bardzo emocjonująca chwila. Odwiedziny prezydenta wszystkich wójtów i wójta wszystkich prezydentów Mariana Kowalewskiego, który nigdy nie przyjeżdża z pustymi rękami, z rogiem pełnym bardzo leczniczej tabaki. Więcej! Zawsze towarzyszą mu piękne Kaszubki, które także mają ze sobą kosze wspaniałości. Danusia i Ewa bowiem – nauczycielki i niezwykłe artystyczne dusze – tym razem obdarowały nas nie tylko swoim urokiem i czarem oraz towarzystwem, ale także… wybornym kaszubskim smalcem. Katusze przeżywał trafikant Piotr Jakubowski, który zastanawiał się jak odzyskać słoiczki, tak znakomite do przechowywania tytoni. Nic jednak nie wyszło z jego apelu o trafikowy ich recykling… Nawet po opróżnieniu – przynajmniej w naszym przypadku – będą stały na honorowym miejscu w naszym domu.

Uzupełnieniem prezentowej gali ostrzyckiego spotkania było oczywiście przepyszne ciasto przywiezione z Gdańska przez Basię i… zestaw węgiersko-litewskich wędlin, przytargany z Krakowa przez Anię i Marka. Ależ to było wszystko superowe! Marek dodatkowo obdarował wszystkich wykonanymi specjalnie na spotkanie w Ostrzycach wpinkami. Jak zawsze niezwykle taktowny i spokojny, choć cięty w ripostach nieprzeciętnie, łodzianin Mariusz też zaskoczył! Oto w pewnym momencie przy kominku pojawili się jego najbardziej ukochani – żona, syn i psisko. Przynieśli też prezenty…

Ludzie! No jak was nie kochać!

Trochę czasu upłynęło zanim gwar radosnych rozmów i okrzyków, ochów i achów, telewizyjnego występu Danusi odtworzonego z komórki Juliana Danusi, szczerych dla niej gratulacji i wiwatów i Jerzy M. Wilczkowiak mógł wygłosić prawie całą sakramentalną formułkę, dotyczącą idei fajczarskiej biesiady. Ostatecznie z tytoniem rozważonym przez Juliana wcześniej z niezwykłą precyzją, we własnych fajkach, zasiadło trzynaścioro „turniejowiczów”. Jak zawsze obowiązywały dwie kategorie: open i pań. W tej pierwszej największym zaszczytem był uścisk dłoni prezydenta Jerzego, w tej drugiej fajczarki rywalizowały o dwa „zbuki z niespodzianką”, które w samochodowym bagażniku – w słońcu i deszczu – przeleżały od… tegorocznej Wielkanocy. Nie straciły nic ze swojej atrakcyjności, poza kształtem…

Skoro więc zaczęto palić na czas, musiano także skończyć. Ostatecznie zaakceptowano fakt, że najdłużej ta sztuka udała się Jackowi, który wyprzedził Mariusza i Krzysztofa. Panie były trzy. Wygrała Małgosia, a Ewa i Danusia uzyskały identyczny czas. I tu znowu nadeszła chwila, którą pamiętać się będzie chyba na zawsze. Laureatka „pierwszej” nagrody zrzekła się jej i obdarowała nią przyjaciółki z Kaszub.

Ale to jeszcze nie wszystkie elementy ostrzyckiej tradycji. Jak zawsze bowiem trafikant Piotr znalazł dla siebie 30 sekund i Jacka obdarował autentyczną i napełnioną tabakierą, podkreślając zachwyt wszystkich, że po chudych trzech bez mała latach znowu Jacek namieszał.

I gdyby nie perspektywa powrotów do dom następnego dnia, nic i nikt nie przerwałby fajczarskiej biesiady…

Niedzielny ranek, po radosnych godzinach, był nie tylko deszczowy ale i smutny. Płakały z tęsknoty za nami Kaszuby, my tak samo już tęskniliśmy za Kaszubami. I znowu będziemy tęsknić tak przez rok. Chyba że… Bo prezydent Marian, konfidencjonalnym szeptem, goszczącym w sali kominkowej „U Stolema”, zdradził to i owo…

By osłodzić powrót do domu i złagodzić tęsknotę za Ostrzycami wpadliśmy jeszcze na chwilę do Szymbarku, by z bliska zobaczyć najdłuższe na świecie dechy i prawie zwariować przy pokonywaniu wnętrza „domu do góry nogami”. Ekstremalne przeżycie… Mieliśmy też ochotę na zakup nowych fajek, ale… przeszła nam ona dość szybko na widok cen – hihihi…