Pana Romana spotkaliśmy niedawno, w czasie przedpołudniowego spaceru po konińskiej starówki. Dostrzegliśmy go od razu – przecież palił fajkę.
W rozmowie okazało się, że pan Roman bardzo lubi fajkę. Pali ją już całe lata. A że jest emerytem, a ostatnio stan jego zdrowia nie jest najlepszy, to fajka nadal daje mu radość i wytchnienie, choć z zakupem nowej i lepszego tytoniu – najoględniej mówiąc – są problemy. Pan Roman palił tytoń w jednej z fajek Mr. Bróg, która – już na pierwszy rzut oka – swoje przeszła.

W tym momencie przypomniała mi się sytuacja sprzed lat, gdy w Jurkiem Wilczkowiakiem, prezydentem Konińskiego KF, udawaliśmy się na Mistrzostwa Europy, do francuskiego Dijon. Po drodze mieliśmy „popas”, w niewielkiej miejscowości, w typowej francuskiej oberży. Były to czasy, gdy w takich przybytkach gastronomicznych można było jeszcze palić tytoń. Naszym oczom ukazała się grupka mieszkańców, którzy ze spokojem sączyli przy barze swoje szklaneczki boskiego napoju, rozprawiając o czym z ożywieniem i bardzo wesoło. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Wyjęliśmy swoje fajki i zaczęliśmy je nabijać tytoniem. Nagle zrobiło się cicho. Uświadomiliśmy sobie, że wszyscy obecni w lokalu patrzą na nas. Ale z wielkim zainteresowaniem i sympatią. I mimo że nie znamy francuskiego to czuliśmy, że naprawdę cieszy ich nasz widok. Potwierdzeniem było podejście jednego z biesiadników, który koniecznie chciał zobaczyć w czym i jaki tytoń palimy. Na widok panaprezydentowej słynnej walizeczki podróżnej oniemiał. Zaczął wykrzykiwać chyba zaproszenie do swoich kolegów, bo ci po chwili podeszli także do nas. I oni byli zachwyceni widokiem fajek z całego świata, będących w posiadaniu Jurka. W pewnym momencie, przesympatyczny długowłosy okularnik, z uśmiechem powiedział chyba coś takiego: – A ja palę w takiej fajce!
Szczeny nam opadły. Była to najprawdopodobniej, dawno, dawno temu, któraś z wrzoścówek z St. Claude. Ale przypuszczam, że nie wiedział już tego nawet sam jej właściciel. Mocno „narobiona”, z potężnym nagarem w kominku i… dziurą od spodu. Ale nadal używana, bo tkwił w niej… kołek z jakiegoś twardego drewna. Być może dębiny. A co najważniejsze – facet był zadowolony i cieszył się relaksem jaki daje fajka.
Jurek z wielkim zainteresowanie m oglądał „historyczną” fajkę. Po chwili oddał ją właścicielowi. Sięgnął do walizeczki, wyjął dwie fajki mistrza Henryka Worobca, dołożył paczkę czy dwie tytoniu i podarował to wszystko oniemiałemu Francuzowi.
Radość mieliśmy ogromną wszyscy. Doszło do tego, że nie chciano byśmy zapłacili za to cośmy wypili i zjedli. Ale się nie daliśmy…
I przypomniawszy sobie tamtą wczesną jesień pomyślałem, że przecież mnie też nie ubędzie. Umówiłem się z panem Romanem na spotkanie na następny dzień. W domu, do papierowej, szarej torby, włożyłem cztery fajki Mr. Broga, trzy paczki tytoniu, ubijacz, czyściki i filtry.
Kochani, nie macie pojęcia jak przyjemnie jest obdarowywać bliźnich. Jaki to cudowny widok, gdy obdarowywany uśmiecha się od ucha do ucha i serdecznie potrząsa twoją dłonią…
Pamiętajcie o tym i nigdy nie przechodźcie obojętnie obok drugiego fajczarza