Długo zastanawiałem się nad ostatnim tegorocznym wpisem do Kalumetu. Że mijający rok nie był zbyt łaskaw dla fajczarzy? Wszyscy o tym wiedzą. Że w Koninie wyłoniono nowego klubowego mistrza Polski i że jest z Wrocławia? Fakt… Że zdarzały się różne sytuacje – najwięcej bardzo przyjemnych, ale była i kropla dziegciu w tej beczułce miodu… Wiemy… Dlatego sięgnąłem po prawie wigilijną opowieść. Bo tak naprawdę zaczęła się ona jeszcze przed wigilią.
Przedświąteczny nastrój zawsze skłania do przypomnienia sobie o tych, których lubimy, cenimy i po prostu tęsknimy. Stąd telefon do Tadzia Wojtuszkiewicza, by zapytać o zdrowie i takie tam. Pogwarzyliśmy więc sobie z Panem Prezydentem o tym i owym, prawie zaczęliśmy sobie składać Bożonarodzeniowe życzenia, gdy usłyszałem od Tadeusza: – Wiesz, ja chyba mam prezent dla redakcji Kalumetu.
Zdębiałem! Bo któż nie lubi prezentów. A te od Tadeusza były zawsze wspaniałe. Zamilkłem, czekając – co dalej.
– Wiesz gdzie były Mistrzostwa Polski w 1994 roku?
– Wiem, w Wieliczce. Zorganizował je redaktor Janusz Terakowski.
– No właśnie. I to wtedy, tam, w Kopali Soli Wieliczka, red. Terakowski otrzymał prezent. Od Henia Worobca. Był to… kalumet z wrzośca. I… ja go mam.
Zanim wyszedłem ze stanu, który można opisać jako szok totalny, minęła spora chwila.
– To bardzo się ciesze – odparłem – kiedyś chętnie go obejrzę.
– Ale ja chce by ten kalumet wrócił do redakcji. Wyślę ci go…
Na szczęście ochłonąłem na tyle żeby zapytać Tadeusza o losy owego kalumetu, o którym coś gdzieś słyszałem, ale nigdy go nie widziałem.
– Z Panem Redaktorem – można powiedzieć – przyjaźniliśmy się. Odwiedzałem go regularnie w Krakowie. Wymienialiśmy informacje i drobiazgi. Zawsze były serdeczne rozmowy. Bo ja się go radziłem w wielu kwestiach. A wtedy to był czas, gdy poważnie zabrałem się za organizowanie muzeum fajki w Bydgoszczy. Były eksponaty z mojej kolekcji, były okazy od innych kolekcjonerów. Było nawet miejsce na ekspozycję. Napierów na pół roku, a później – wiele na to wskazywało – na stałe. I gdy byłem u Pana Janusza, tak w drugiej połowie lat 90., on wyciągnął prezent od Henia i powiedział, że mi go daje do przyszłego muzeum. Przyjąłem go z wdzięcznością, solennie obiecując, że będzie specjalnie wyeksponowany. Czas mijał, a na końcu okazało się, że stworzenie muzeum jest niemożliwe. Jak się czułem – nie muszę ci mówić. Zapytałem więc Pana Redaktora co mam zrobić z kalumetem. Odparł, że niech on będzie jednak u mnie. A później… Pan Redaktor odszedł od nas… Przez te wszystkie lata od czasu do czasu z rozrzewnieniem spoglądałem na kalumet Kalumetu. Aż wreszcie postanowiłem, że przekażę go redakcji.
I faktycznie. Dzień po Świętach pani kurier przekazała mi sporą paczkę, o której już wspominałem w jednym z wcześniejszych wpisów. Gdy ją rozpakowałem… Nie da się tego opisać!
W środku cudo! I to w dodatku otoczone innymi prezentami. Trzęsącymi się rękoma (nie ściemniam, tak było!) złożyłem kalumet. Gdy już się napatrzyłem, sięgnąłem oczywiście po aparat, by wykonać dokumentację.
Cóż to była za przyjemna praca. Najpierw więc foty ogólne, po nich kilka szczegółów. W każdym razie wiem, że fajka kalumet mistrza Henryka Worobca to 3-elementowe cudo: główka (10x6x4,5 cm, o średnicy 2.8 cm kominka), sklejony z pięciu elementów wrzoścowych cybuch – długi na 50,3 cm, z mosiężnym ringiem i akrylowy ustniczek (7,5 cm). Na końcu cybucha, po obu jego stronach, puncowane napisy: „XI MISTRZOSTWA POLSKI KRAKÓW ’94” i „H. Worobiec Poland Hand Made”. Całości obrazu dopełniają biało-czerwone wstążeczki oraz w kolorze żółtym i czarnym. Ponadto owijka z cienkich skórzanych pasków, w przeważającym kolorze brązowym sznureczek i drugi – grubszy – biało-czarny, zakończony kutasikiem. Drugi koniec zabezpiecza ustniczek przed zagubieniem się.
Ile razy przez te ostatnie dni spoglądałem na kalumet Kalumetu stawały mi przed oczyma trzy wielkie postaci polskiego fajczarstwa i fajkarstwa: mistrz Henryk Worobiec, niedościgniony redaktor Janusz Terakowski oraz prezydent Tadeusz Wojtuszkiewicz.
I pewnego razu wykoncypowałem sobie taką (może nawet obrazoburczą) ideę. Oto kończący swoje 30 lat KALUMET otrzymał najpiękniejszy prezent urodzinowy. I to od kogo!
Nic mi innego nie przychodzi do głowy by wyrazić swoją i PT Czytelników radość i wdzięczność poza jednym słowem: DZIĘKUJĘ!
Mirosław Jurgielewicz
I ja się cieszę (…) i pozdrawiam Tadzia Wojtuszkiewicza – Tadek