Hrubieszów dobrze, a nawet bardzo dobrze zapisał się w historii naszego kraju. A to między innymi za sprawa takich osób jak ks. Stanisław Staszic, który tu założył wzorcową „republikę”. Ale także takich, których określamy mianem „zwykli”. Tak zresztą mówi o sobie Dariusz Kutera, hrubieszowianin, kolejarz, pszczelarz no i fajczarz. A przy tym kolekcjoner ze zbiorami, których tylko pozazdrościć.
Dariusza Kuterę okazało się znam od lat. Od jeszcze Pana Januszowo TERakowskiego „Kalumetu”, które to pismo zawsze obaj traktowaliśmy i nadal traktujemy z niezwykłą estymą. Darek – wreszcie po latach dane mi było przejść z nim na ty – korespondował i dzwonił bardzo często w kalumetowych sprawach. Nie narzucał się, nie wcinał. Kim jest tak naprawdę zobaczyłem w Przemyślu, w czasie tegorocznego Święta Fajki, a właściwie jego pierwszej połowy.
Oto pojawił się przede mną facet, który mówił ze znawstwem o fajkach, w nienagannej – ba, literackiej, coraz rzadziej słyszanej – polszczyźnie. Przypominający zdarzenia sprzed lat i autentycznie (podobnie jak my) tęskniący za papierową wersją „Kalumetu”. Od słowa do słowa i okazało się, że Darek Kutera to nie tylko kolejarz (absolwent warszawskiego Technikum Kolejowego, a dziś dyżurny ruchu w hrubieszowskim LHS), ale i pszczelarz. O ile pszczołami trochę zaraziła go żona Halina o tyle do fajki doszedł sam. Tak pisze o tym w wydanej przez siebie publikacji „Moje faje, fajki i fajeczki” (pomogły w tym przedsięwzięciu dzieci Darka – brawo!): – Moja przygoda z fajką rozpoczęła się dość typowo. Chociaż nie była to fascynacja postacią Sherlocka Holmesa, a Robinsonem Kruzoe. Bo jeszcze w młodzieńczych latach, po lekturze przygód utkwił mi w pamięci fragment ostatniego rozdziału powieści. Był to opis gabinetu nieżyjącego już ojca, jaki zastał Robinson po powrocie z bezludnej wyspy. A mianowicie – kominek, głęboki wygodny fotel, półki pełne książek, na ścianie broń myśliwska. Wilcza skóra na podłodze, a na biurku fajka. W pomieszczeniu zaś unosił się jeszcze aromat dymu fajkowego. Niby to niewiele, ale jakoś urzekło mnie i zafascynowało. Może stąd i moja miłość do książek? Postanowiłem spróbować. Początki nie były łatwe, bo poznanie tajników szlachetnej sztuki palenia wymagało czasu. (…) Fajkę natomiast traktuję jako czystą przyjemność, relaks i pasję.
Podobnie o swoich pasjach, ale przede wszystkim o fajkach, Darek opowiadał red. Leszkowi Wójtowiczowi z miejscowego dziennika.
Ale „szczena mi opadła”, gdy zaczął opowiadać o… walatówkach, których zgromadził sporą kolekcję, o spotkaniach z nestorami fajkarstwa polskiego – Ryszardem Kulpińskim i Ryszardem Filarem. I na dokładkę obdarował mnie wspomnianym wydawnictwem. No i gdyby nie on to na pewno nie miałbym w swojej kolekcji niepalonej „6” Ludwika Walata, ostatniej jaką miał jeszcze Ryszard Filar, co powiedział publicznie w czasie ogłaszania wyników tegorocznej Kolebki.
Zaś we wspomnianym wywiadzie, którego udzielił Leszkowi Wójtowiczowi, tak opisał związek między pszczelarstwem i fajczarstwem: – Pszczoły uczą cierpliwości. Przy pszczołach nie da się pracować jeśli się ich nie lubi. Mam nie tylko miód, który bardzo lubię, ale i wosk, który mi się przydaje do konserwacji fajek. Woskowana fajka oddycha.
Z Darkiem utrzymujemy ścisłe kontakty. Co prawda tylko telefoniczne, bo odległość dzieli nas niemała, ale nie przeszkadza to wcale w długich rozmowach. Bo Darka się… słucha. Nie dość, że pięknie opowiada to jeszcze ma o czym. Dlatego naciskamy go mocno by te jego opowieści ukazały się na łamach „Kalumetu”. Prosimy więc PT Czytelników by trzymali kciuki za powodzenie tego zamiaru.