W Japonii, podobnie jak i w innych państwach na świecie, czasy dużej liczby trafik i sklepów z akcesoriami dla fajczarzy, dawno minęły. Palić tytoń można tylko w nielicznych, ściśle określonych i wyliczonych miejscach (do tej kwestii wrócimy w innym miejscu). A palący tytoń spotykani na ulicy to szaleńcy narażający się na jawny ostracyzm w bardzo tolerancyjnym społeczeństwie.
Dziękuję firmie OLYMPUS Polska za pomoc w realizacji materiału
Być w Tokyo i nie odwiedzić żadnej trafiki? Nie, to raczej nie jest możliwe przy świadomości, że ewentualny powrót w to miejsce to już bardzo mgliste mrzonki. Dlatego „koniec języka za przewodnika”, wizyta w recepcji hotelu, wydruk z komputera, 2-minutowa rozmowa z recepcjonistką i hajda na dworzec. Na początek Ikebukuro, przy którym mieszkałem, by z niego przejechać jeden przystanek kolejką na… Shinjuku, największy na świecie dworzec kolejowy, z którego dziennie korzysta ponad 3,5 mln osób.
Tu już byłem prawie w domy, jeśli uznać, że nie bardzo wiedziałem w która stronę się ruszyć. NA kartce z recepcji miałem jednak wyraźnie napisane Est Exit i nazwę ulicy. Rychło okazało się, że oznaczenia stosowane przez Japończyków w celu ułatwienia poruszania się nawet w najbardziej zatłoczonych miejscach, sprawdzają się nawet na poziomie niezbyt rozgarniętego „gajdżina”. Po kilku minutach i przejściu na zielonych światłach skrzyżowania przez środek (tak robili tez inni, których było mnóstwo), znalazłem się w księgarni. Czyli tak jak miałem to na hotelowym „przewodniku”. Jedno pytanie zadane uroczym paniom za kasami i jedna z nich natychmiast wyprowadziła mnie ze sklepu by dokładnie wskazać gdzie znajduje się trafika.
Jakaż była moja radość na widok znajomych sprzętów i osprzętów, choć opatrzonych zupełnie rozpoznawalnym pismem, w języku z którego znam tylko fonetycznie kilka słów.
– Jestem z Polski, prowadzę stronę kalumet.pl o fajczarzach i fajkarzach. Czy mogę sfotografować twoją trafikę i napisać o niej? – szybko zapytałem rudowłosego, chyba młodego (to pięta achillesowa każdego Europejczyka – precyzyjnie określić wiek interlokutora), menadżera trafiki.
Bo Takashi Ogawa, z firmy Fukashiro, zawiaduje trafiką o nazwie Kagaya – Cygara i Fajki, przy czym samo Kagaya można przetłumaczyć na szereg różnych sposobów – od artysty sf, przez urocze przedmioty, po przepiękny region na półwyspie na północny zachód od Tokyo. W niej samej zaś to co w każdej porządnej trafice być powinno. A że to Japonia, więc pierwsze pytanie o Tsuge. – Są i wyglądają tak – usłyszałem od Takashi’ego i przed obiektywem wylądowała piękna fajka. Później mogłem sobie swobodnie chodzić i focić do woli. Pytałem o to i owo młodą obsługę, za każdym razem uzyskując to samo: uśmiech od ucha do ucha i potakiwanie głowami.
Nacieszyłem się widokiem, zastanawiając się czy by nie kupić czego (oj, do dziś żałuję, że tego nie zrobiłem, bo co to za cena za Tsuge za niecałe 20 tys. jenów). Nacieszyłem się atmosferą i miłymi ludźmi. Po kilkudziesięciu-minutowej obecności w jednej z dość nielicznych trafik w samej Japonii (a za to jednej z najlepszych w całym kraju) wróciłem do siebie. Wrzuciłem zdjęcia do komputera, sycąc się ich widokiem. I nagle… Nie możliwe, ze przegapiłem. Przecież te kształty rozpoznaję od razu. No nie… Wśród fajek w witrynie z napisem „Merschaum pipes” leżały bowiem… Brogi. I to jak żywe, te z serii gliniano-drewnianych Zbyszka Bednarczyka. No i po przystępnej cenie – 12 tys. jenów od sztuki.
Żal ścisnął… serce. Nie było już czasu by wrócić do trafiki i porozmawiać z Takashi’m o Bednarczykowo-Parolowej twórczości, coś kupić. Ale postanowienie, że jeśli kiedyś…
Wszystkich, którzy będąc w Tokyo zechcą odwiedzić trafikę Kagaya zapraszam na… Przecież wszystko można doczytać na reprodukowanych wizytówkach…